Opowiada mi, jaki miała cudowny dzień. O zjedzonej
w ogrodzie rodzinnej kolacji – upieczonych w kociołku nad ogniskiem warzywach i
cieście ze śliwkami, które dopełniło ucztę. O inspirujących do pozytywnego
myślenia książkach, lumpeksowych łowach, projektach patchworkowych poduszek, nowych
obrazach, jakie przychodzą jej do głowy, jeden po drugim. Mówi, że ma taki
dobry nastrój. „Jakoś mi od wczoraj entuzjastycznie na duszy, jakoś wszystkiego
mi się na nowo zachciało!”
W jej słowach jest to, o czym myślę od kilku
dni. Jesień, która zawsze jest dla mnie jakoś pokrewna z wiosną. Paradoksalnie
może, bo wiosną świat budzi się do życia, jesienią powoli zasypia, a jednak…
Olga mówi, że to tak, jakby początek roku szkolnego był w nas wdrukowany już na
zawsze. Podobne uczucie towarzyszy mi zawsze na początku października, zupełnie
jak wtedy, kiedy pełna planów i postanowień wracałam do Wrocławia na studia.
Jesień inspiruje. Zgromadzone latem zapasy energii szukają ujścia, puszczają
weki…
A my próbujemy być dzisiaj z A. trochę jak plastry z opatrunkiem dla
tych, których boli, tyle niewesołych wieści zewsząd. Teraz dopiero czuję, jak
bardzo był mi potrzebny czyjś entuzjazm.
Moja Kochana jak to dobrze sobie o tym przypomnieć :* Cieszę się, że uwieczniasz tu te myśli i słowa :*
OdpowiedzUsuń