Człowiek to jednak przewrotna istota – rok temu zima przejadła mi się tak bardzo, aż niemożliwe wydawało się poczuć jeszcze kiedyś jej głód. A jednak – szklane gałęzie drzew mają swój nieodparty urok, ma go i świeżo napadany śnieg, pewnie dlatego, że jest go dla odmiany, jak na lekarstwo. Z dziką radością wyciągnęłam z szafy buty z kożuszkiem, kolorowe wełniane rękawice z jednym palcem i nauszniki. A że nie potrafię fotografować w rękawiczkach, z weekendowych spacerów po dzielni wróciłam z odmrożoną dłonią, co tam, warto było. Lubię tę zimową graficzność, kontrastowość świata. Mróz, zamiast na szybach, namalował swoje wzory na starych, przedwojennych drzwiach, które A. kiedyś uratował przed wyrzuceniem. Zimno i ciepło zarazem, po południu słońce przeświecało firanki, teraz żarzy się drewno w kominku, paruje dziesiąty już chyba kubek herbaty. "Nie troszcz się o jutro, jutro samo zatroszczy się o siebie" – słowa, z którymi przyszłam dziś do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze