No to może w sylwestra, wiadomo – refleksje na koniec roku, a 2015 był tak gęsty od nieoczekiwanych zdarzeń, że byłoby o czym pisać. Nie, jednak 1 stycznia, w końcu skoro "z Nowym Rokiem nowym krokiem" – "nowym blogiem" też pasuje. W Trzech Króli można było jeszcze jakoś nawiązać do podsumowań i postanowień. Można było też 7 stycznia potraktować jak nowy start po przedłużonym świętowaniu. Styczeń, jak to styczeń,
w międzyczasie zdążył nabrać rozpędu i zapędzić się aż do lutego. "33 dzień roku. Do końca roku pozostały 333 dni" – 2 lutego zakomunikował wyświetlacz w autobusie, a mnie przyszło do głowy, że to świetny tytuł na pierwszy post w 2016. Minął dzień 34, 35, 40 i 50. Marzec! To musi być marzec, wiosna przecież, a ten miesiąc, jak żaden inny, miewa dla mnie coś dobrego w zanadrzu. 1 marca i ani dnia później.
W sumie... co to za różnica – 1, czy 21? Niby żadna. Niby mnie bawią te rytuały przejścia, a jednak potrzebowałam pierwszego dnia wiosny, żeby między słowami znowu powiedzieć Wam "dzień dobry".
31 grudnia, 1, 6, 7 stycznia, 2 lutego, 1 marca i jeszcze z kilkanaście razy pomiędzy miałam wreszcie opowiedzieć, jak w moim życiu przez ostatni rok zmieniło się prawie wszystko. "Zmiana", "działanie", "poszukiwania" – słowa-wytrychy ostatnich miesięcy. Ale to już było. 4 marca minął rok w nowym mieszkaniu.
14 marca minęły trzy miesiące w nowej pracy. Niedawno, przygotowując prezentację na spotkanie "Fryzjera
w podróży" z młodzieżą i przekopując facebookowe archiwa, uświadomiłam sobie, ile ważnych rzeczy zrobiliśmy z Tomkiem. Nie miałam pojęcia, że aż tyle. A przecież była jeszcze PRaca z Tatianą, z Gosią, z Arturem, z moimi Chłopakami z "Departamentu PR", z którym rozstawialiśmy się prawie pół roku i który dzisiaj już nie istnieje.
I byli Ludzie. Ci nowo poznani, którzy stali się bliskimi i Ci najbliżsi, bez których nic by nie było. Mam szczęście do Ludzi. Takich, że nie można, nie da się ich pisać z małej litery i to nie żaden patos jest, ale uwielbienie. Wdzięczność, na którą nie ma słów – niech chociaż będzie ta pretensjonalnie wielka litera.
No dobrze. Skoro już wiadomo, że przez cały ostatni rok czegoś szukałam, jak nie mieszkania to nowej roboty, jak nie straconego czasu to czasu na życie, co dzieje się teraz, dzisiaj? Wspaniale jest szukać "jedynie" pomysłów na kampanie promocyjne, najlepszego światła do zdjęć albo kwaśnych jabłek na szarlotkę. Mniej wspaniale – czasu, bo tutaj akurat nic się nie zmieniło, jest go chyba jeszcze mniej. Mam uczulenie na te wszystkie modne ostatnio hasła, jak "wychodzenie ze strefy komfortu", nawiązując jednak – chciałabym przez chwilę po prostu spokojnie pobyć sobie w swojej. Dla odmiany. Tak twórczo, jak nie pozwoliła na to ubiegłoroczna proza życia. Tego miałam Wam życzyć u progu nowego roku. Tego życzę Wam u progu wiosny. I jeszcze – cokolwiek robicie, dbajcie o siebie. Bądźcie dla siebie dobrzy, po prostu.
Uuuuuwielbiam:*
OdpowiedzUsuń:*
Usuń