niedziela, 3 czerwca 2012

PIWNICZKA NA ZAPLECZU GŁOWY

W którejś z ostatnich „Polityk” wywiad z Carlem Honoré, brytyjskim pisarzem, autorem m.in. książki „Pochwała powolności”, którą – zachęcona tym tekstem i recenzją Remka Grzeli – bardzo chciałabym przeczytać. Jest w tej rozmowie wszystko to, o czym przez ostatni tydzień z A., z Dziewczynami, rozmawiałam ja.
"Co dziś robi człowiek zaraz po przebudzeniu? Przytula się do partnera, względnie poduszki? Nie, natychmiast sprawdza, która jest godzina" – mówi Honoré na wstępie. I nie sposób nie przyznać mu racji, uświadamiając sobie, że poranków, w których pozwalamy sobie na zupełne bycie poza czasem, rzeczywiście jak na lekarstwo w tym naszym pełnym pośpiechu, wiecznie biegnącym gdzieś życiu.
A jednocześnie do głosu zaczyna dochodzić świadomość, że w zgodzie ze sobą, z naturą człowieka, ze swoim wewnętrznym rytmem, z rytmem przyrody, znaczy po prostu: wolniej. Stąd coraz większa popularność ruchu slow, który świetnie ilustruje
Honoré: "Dla mnie slow to parę ważnych impresji. Na przykład: przedmieścia Rzymu, autobus spóźnia się 20 minut, ja wyciągnięty na ławce słucham Simona i Garfunkela śpiewających, jak wspaniale jest zwolnić i cieszyć się chwilą. Każdy szczegół tamtej sytuacji wrył mi się w pamięć: dzieciaki grające w piłkę, średniowieczna fontanna, gałęzie drzew ocierające się o mur. To było slow. Parę lat później złapałem się na tym, że już mi się takie sytuacje nie zdarzają. Że nie przestaję pędzić, klnąc w duchu każdego, kto blokuje mi drogę, bo idzie trochę wolniej. Nie widuję świata, szczegółów."
Myślę o tym, kiedy ja zaczęłam dostrzegać szczegóły, pielęgnować w sobie uważność, bardziej, niż kiedykolwiek? Majaczy mi w głowie jakiś moment krytyczny sprzed trzech lat, zupełny brak dobrostanu fizycznego, psychicznego, który sprowokował mnie najpierw do poszukiwań kulinarnych, za którymi lawinowo już poszły joga, inspirujące spotkania, rozmowy, odkrycia, lektury. Ale myślę też, że tę uważność i to zorientowanie na smakowanie życia wcześniej też miałam w sobie, może tylko nie tak bardzo, jak teraz. 
Podoba mi się, co mówi Honoré o wychowywaniu dzieci dzisiaj: "Kiedyś, gdy dzieci przychodziły do rodziców
i mówiły, że im się nudzi, dostawały w odpowiedzi polecenie wyjścia na dwór, pobawienia się. Teraz po takim pytaniu rodzice łamią sobie głowę, zastanawiając się, co wymyślić, aby przerwać nudę ich dziecka. Dzieci przestają się uczyć, jak używać czasu i, co gorsza, przestają odkrywać."
I jeszcze: "(...) powinniśmy mówić dzieciom: okej, daj mi rękę i razem możemy odkryć, kim jesteś. To jest podróż. Idąc na spacer z kilkulatką, pozwólmy jej przez 20 minut cieszyć się naturą, obserwować mrówkę. Przecież właśnie odkrywa świat, siebie, zależności. To ważniejsze, niż zajęcia z baletu".
I mogłabym tak cytować i cytować, z każdym kolejnym pytaniem i odpowiedzią trafiając na coś, co bardzo do mnie przemawia, jak to np, że są badania dowodzące, iż ludzie regularnie medytujący, nawet 10 minut dziennie, mają wyraźnie aktywniejsze sfery mózgu odpowiadające za radość życia. 
I że, wpisując w Google słowo slow, dostaje się parę milionów wyników. Cieszy, że coraz więcej ludzi chce żyć inaczej, buduje swoje alternatywne, spokojne światy, potrafi być świadomie. Znaleźć czas, by jak pięknie mówi Honoré "pozwolić pomysłom, aby dojrzewały w piwniczce na zapleczu głowy".


Cały mój dzień bardzo w duchu slow. Lubię tę niedzielną cichość i pustość. Odpoczywanie wszystkiego 
i wszystkich.

4 komentarze:

  1. Wystarczy zapach, smak, czyjs smiech by przez chwile poczuc sie tak, jakby to byly swieta. Przypomnialam sobie, ze znam to uczucie spokoju i radosci, i ze tak dawno go nie czulam. Najpiekniejsze zawsze mamy w sobie. Niezaleznie od czasu i miejsca. Najwaniejsi zawsze sa blisko, chocby tysiace kilometrow stad..

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej... doskonale odziane w słowa... choruję na to samo od kilku lat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój 2,5-letni chrześniak podczas zawodów wędkarskich towarzyszył swojej prawie 6-letniej siostrze, która brała w nich udział (zdobyła IV miejsce ku uciesze dziadka wędkarza, który zapisał ją na te zawody w ramach prezentu na Dzień Dziecka) Oprócz łowienia ryb czas im upłynął na zbieraniu ślimaków i układaniu na pniu drzewa z takim namaszczeniem i z taką troską, że Kubuś prawie te ślimaki całował ;-))) Wyobrażam sobie jak cudownie musiały im minąć te godziny. Wszyscy mówią, że ma to po mnie - bo ja w dzieciństwie zbierałam w ogrodzie żaby do wiaderka a dżdżownice układałam w dłoni jak sznureczki - uwielbiałam naturę i cieszę się, że mogę tą fascynację obserwować też u swojego chrześniaka. Mam też nadzieję, że w rytmie slow będziemy dzielili kiedyś wspólne pasje :-))

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba Wszyscy jesteśmy trochę, jak te księżyce, świecimy światłem odbitym, im więcej wokół Nas Ludzi, Ich uśmiechów, życzliwości, tym więcej w Nas blasku.
    Kubuś i Jego Siostrzyczka muszą być bardzo szczęśliwymi Dziećmi, mając wokół siebie takich Dorosłych. To jest właśnie takie dzieciństwo, jakie mieliśmy my, kiedy dzieci były naprawdę dziećmi, a świat poznawały nie z komputera, tylko naprawdę w nim uczestnicząc. Mają tak dobry, solidny fundament, że jestem pewna - będą umiały cieszyć się życiem, jak Ty, jak Wy.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze