Numer 27 to dobry adres. Na pewno będę chciała napisać o nim więcej, dziś wspomnę tylko, że ma w sobie coś z wrocławskiej Literatki, z której wzięła się nazwa tego bloga. Że to knajpa literatów, czuć w powietrzu. Spoglądają z portretów na ceglanych ścianach i z grzbietów książek, których tu wszędzie pełno. Są maszyny do pisania, teatralne krzesła i stare okrągłe drewniane stoły – moje marzenie, a do tego karmią nadzwyczaj dobrze – taką na przykład tartą szpinakową i ciastem czekoladowym z Good Cake.
I nie mieli dziś wyjścia – upcyklingowali z nami, im bliżej do festiwalowych dwóch tygodni, tym głośniejsze burze mózgów. Wszystko tak pięknie zaczyna nabierać kształtów, absorbując nas coraz bardziej.
Właściwie teraz dopiero naprawdę się zaczyna.
Franciszek bez ściemy, bez aksamitnych pelerynek i czerwonych pantofli, mnie ujmuje skromnością, tak widziałabym cały Kościół. Słuchając wczoraj, jak wspominał swojego Poprzednika, dotarło nagle do mnie, że nasz Papież coraz bardziej przechodzi do historii, coraz Go mniej, coraz więcej Nowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Wasze komentarze