i poznać sąsiadów. Poza wspomnianymi wyżej, spotkałam w pobliżu i inne wymarzone sąsiedztwo: sosny, brzozy, jabłonie, jaśmin, wierzbę, kasztanowce i jarzębiny. Do pełni szczęścia zabrakło tylko mirabelki. "Posadź swoją" – powiedział A. Właściwie – dlaczego nie? (Mam nadzieję, że nie czyta tego nikt z Zieleni Miejskiej). Sprawa została przesądzona, za rok będę miała pod balkonem mirabelkę. Tymczasem w cieniu rozłożystego głogu znalazłam ulubioną ławkę, chyba podzieliłam tę sympatię z większością mieszkańców mojej okolicy.
Po drugiej stronie bloku, przy klatkach schodowych o tej porze roku rozkwitły ogródki, jakich nie widziałam na żadnym osiedlu wcześniej, pełne krzewów bzu, drzewek owocowych, kwiatów i grządek z warzywami, rosnących trochę, jak to mówiło się u mnie w domu, "w cały świat", ale uroczych. Niedawne wyobrażenie "idealnego" miejsca do życia – kamienicy w centrum Katowic – zbladło całkowicie, ze mnie to jednak bardziej dziecko wsi. Jedyne, za czym nigdy nie przestałam tęsknić, to stawy i szybowce, które zostały po tamtej stronie miasta.
Trafiłam za to do królestwa psów. I właścicieli, dla których znak z napisem: "Sprzątaj po swoim czworonogu", jest świętością. Kiedy mieszkający za ścianą amstaf zamerdał do mnie ogonem po raz pierwszy, naprawdę poczułam się jak w domu. Szczęśliwa tym bardziej, że znalazłam go pomiędzy dwoma ostatnimi domami, że wciąż tak blisko do uliczek z owocami w nazwach, do ligockiej moderny, ochojeckich lasów, lodów u Dłucika i znajomych sprzedawców z pobliskiego targowiska.
A kiedy wydawało się, że w najbliższym czasie niczego więcej nie będę musiała już szukać, w prezencie urodzinowym dostałam zwolnienie z pracy.
jak pięknie:D poza zwolnieniem z pracy, ale widzisz jest juz nowa i oby lepsza:)
OdpowiedzUsuńoby :)
UsuńPięknie tu u Ciebie.
OdpowiedzUsuń