|
Świetny plakat autorstwa Tomasza Berezowskiego |
Pamięć moich kubków smakowych uparcie wraca do galaretki…
kawowej. Głodna zaskoczeń spróbowałam
i w momencie jasne stało się, gdzie
wpadać będę z ciekawości przez całe lato.
Że produkty eko, że
zdrowe i świeże, że lokalni producenci – to oczywiste, ale kulinarne odkrycia i inspiracje – to
dopiero przyjemność. I tej przyjemności na pierwszym improwizowanym Kato Bazarze nie
brakowało.
Wspomnianymi galaretkami częstowała śląska prażalnia kawy
Cafe Amor, nie było szans, Bytomski Kusik musiał skusić. Tak, jak ciasto
marchewkowe, ledwie przez nich uratowane, bo zamierzałam z rozpędu wziąć 11
kawałków dla wszystkich krewnych i znajomych królika. Byłoby nie fair
zostawić ich z prawie pustą blachą przed godziną 10.00 rano, niechętnie, ale musiałam
przyznać im rację.
W sukurs przyszły słodkości ze stoiska Domowych Wypieków,
ciastko kokosowe z polewą karmelową miało potem, już w domu, wielu amatorów,
takie było dobre.
Surową, ręcznie formowaną czekoladę z jagodami goji, prezent od A., dawkuję za
to wyjątkowo powoli, kostka szczęścia dziennie.
Były i znajome brownie i inne cuda z Good Cake, było stoisko
'A to dobre!', do którego polecieliśmy, jak muchy do lepu, nie wiem, czy bardziej za sprawą tostów z ich konfiturami, czy przyciągających wzrok kolorowych słoików. Świetnie zaprojektowane etykiety to jedno, z kolei zastawiony przetworami regał przywodził na myśl trochę babciną spiżarnię, cudem jakimś wybraliśmy w końcu konfiturę z malin i z pomarańczy.
Ale przecież Kato Bazar miał tez swoje wytrawne oblicze, gdyby nie to, że niewiele mieliśmy czasu, postałabym bez zniecierpliwienia w kolejce do cieszących oczy wędlin z Jaworzna, a jakże! Potem pajdę chleba ze smalcem popiła świeżo tłoczonym sokiem z jabłek i w miłym otoczeniu certyfikowanych warzyw poczekała na dalszy rozwój wypadków. Zapewne skuszona jeszcze po drodze jakimś pęczkiem przezdrowo wyglądającej marchewki albo tak egzotycznym dzisiaj jarmużem.
Żałuję, że nie udało się zgrać czasowo z Agatą Noszczyk i którymś z jej hummusów, żałuję, że nie było zapowiadanych serów i wina z murckowskiej Winnej Zagrody. Mimo to, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona.
Takie miejsca odwiedza się nie tylko dla sprzedawanych tam lokalnych produktów, ale również dla atmosfery – dla uśmiechów i spontanicznych pogawędek o jedzeniu, dla wspólnego dzielenia pasji do gotowania i miłości do tego, co dobre. Wiele razy, czytając w pismach kulinarnych czy na blogach o podobnych inicjatywach, myśli się: "Świetnie byłoby mieć coś takiego w Katowicach".
Michał i Dominik z KATO i Ola Czapla Oslislo, autorka bloga Ostryga, wprowadzili te myśli w życie i chwała im za to!
|
Podoba mi się taka tradycja |
|
A. na tropie kotów zawsze i wszędzie |
|
Przetwory A to dobre! – lato w słoikach |
|
Obłędne galaretki kawowe |
|
Kawa z bytomskiej prażalni Cafe Amor |
|
Ten szczypior ma certyfikat |
|
Marchewka pod palmami |
|
Prawda, że ładne? |
|
Domowe Wypieki |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Znam Kogoś, Komu zaświeciłyby się oczy przy tym stoisku |
|
Do następnej soboty! |
W związku ze zdjęciem przedstawiającym kiełbasy, ja też znam:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńAle cudnie to wszystko wyglądało:) A ostatnie zdjęcie najlepsze :)
OdpowiedzUsuń