niedziela, 20 marca 2016

o tym, jak zgubiłam miesiąc

 
Wybudzam się ze snu. Czuję znajomy ból w dole brzucha. „Ale jak to, przecież dopiero co…”, myślę i… dociera do mnie. W sekundę jasne staje się, dlaczego od tygodnia dostaję smsy o zaległych płatnościach.
„Przecież specjalnie w tym miesiącu opłaciłam wszystko z góry, żeby mieć spokój” – do tej pory wkurzałam się przekonana, że ktoś tu chyba zwariował. Nie zastanowiłam się, jak to możliwe, że w tym samym czasie zwariowali ci z banku, ci od internetu i ci od prądu też – na dłuższą refleksję, a co dopiero sprawdzenie wyciągów z konta, nie było czasu. Na przeczytanie nowego KUKBUKA też, aż zdążył ukazać się kolejny. „Czyżbyście z nowym rokiem zmienili się w miesięcznik?” – dobrze, że nie wyjechałam z tym pytaniem na FB magazynu. Razem z ćmiącym bólem, przychodzi olśnienie. Zgubiłam miesiąc. Tak po prostu. Trzydzieści dni, w czasie których powstały teksty i makieta wiosennego KUKBUKA, a moja komórka jajowa zdążyła dojrzeć, uwolnić się
i obumrzeć. I owszem, zapłaciłam rachunki, ale to było na początku lutego, a właśnie mamy marzec. Coś tu jest nie tak. Coś tu jest bardzo nie tak.
Zaczyna mnie boleć wszystko.


***
Był tylko jeden taki weekend, w który wystarczyło wsiąść w pociąg i rano po raz pierwszy zobaczyć morze zimą. Tydzień później, kiedy wreszcie mogłam, śniegu na plaży już nie było.
Z tego głodu zimy nie obraziłabym się nawet na codzienne brnięcie na obcasach przez zaspy, z palcami powykręcanymi z zimna i obawą, czy za chwilę jakiś sopel nie rozłupie mi głowy. Nieliczne zimowe momenty witałam w tym roku radością szczenięcą, jak kiedyś nasz pies. Pościel pachnąca mrozem, dzieci zjeżdżające na sankach, graficzne czarno-białe kadry. Zwykłostki, jak ładnie mówi Ewa Szumowska. Choć, im ich mniej, tym bardziej nie-zwykłe.
A schronisko „Samotnia” wciąż skąpane w śniegu. Wystarczyłoby wsiąść w pociąg…
Albo wreszcie wybudzić się z zimowego snu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze