Cenię rzeczy proste – jest w prostocie jakaś
wykwintność i, zwłaszcza dzisiaj, wyjątkowość zarazem.
Cenię sobie również każdą
pierwszą chwilę z nową książką o gotowaniu.
KUKBUK jest książką szczególną, nie
tylko z nazwy – skądinąd świetnej. Książką z gatunku takich, na które czeka
się niecierpliwie, a kiedy wreszcie przyjdą, trudno powstrzymać się przed rozrywaniem
paczki na środku ulicy, tak jak łatwo potem, już w domu, z każdą kolejną stroną
coraz bardziej zapominać o zdjęciu z siebie czapki i płaszcza.
I jest KUKBUK z tych
rzeczy wykwintnie prostych. Prostych, jak prosty i oczywisty jest podział dnia
na śniadanie, obiad, kolację, wokół których organizuje się nasza codzienność i
treść Magazynu. Prostych, jak przepisy z myślą o wszystkich, zachęcające
łatwością wykonania, a jednocześnie tak niebanalnie rozpalające zmysły, jak
receptura świątecznej nalewki pomarańczowo-kawowej Bartka Kieżuna. Prostych, jak
genialnie prosto, w samą istotę rzeczy, trafia felieton Macieja Nowaka o
ekofrajerach. I wreszcie – prostych w
formie, wyjątkowo przejrzystej graficznie, minimalistycznie szlachetnej, a
jednocześnie zachwycająco zilustrowanej fotografiami. Takimi, jakie ja,
światłoczuła, lubię najbardziej.
Śniadania blogerek kulinarnych, a może
bardziej ich konteksty, zdają się być tak bardzo znajome, słodko pachnie
owsianka z brązowym cukrem i masłem, zupełnie, jak u Ani Włodarczyk.
I gęś
rozłożona na części pierwsze, jak ta hodowana u znajomej gospodyni na naszą
Wigilię, czym nieświadomie wpisaliśmy się w kulinarną modę, którą analizuje Agata
Wojda.
Max Cegielski wzbudza na nowo apetyt na Turcję i jak pięknie jednym zdaniem
przechyla wiecznie wahającą się szalę zdrowe jedzenie vs kulinarny hedonizm, na
stronę tego drugiego. Hedonistycznie raduje się więc dusza smakosza już z
samego tylko czytania o pieczonych skórkach i cydrze lodowym, który, jeśli
smakuje tak, jak się nazywa, to musi to być czysta poezja. Nie bardziej
zresztą, niż Lembas, chlebek elficki, bez którego jakoś trudno już wyobrazić
sobie oglądanie Hobbita.
Etgar Keret, planując weselne menu, swoim gościom kazał podać same potrawy z uwielbianych przez siebie ziemniaków i fasoli. Wariactwo,
można rzec, a z drugiej strony, wolno mu. Wolno wszystko, bo sztuka kulinarna to
nasza nowa przestrzeń kreacji, nowa muza, a może moda, a może na nowo odkryte
poczucie wspólnoty z innymi, o którym pisze Cezary Gawryś: "ale jeśli jest
niebo (…) to będzie ono ucztą duchową, przeżyciem podobnym do tego, co czujemy,
siedząc z przyjaciółmi przy pięknie przygotowanym stole, przy zapalonych świecach,
częstując się nawzajem wyszukanymi potrawami, pijąc wyborne wino, patrząc sobie
w oczy, słuchając swoich opowieści i ciesząc się wzajemnie swoją obecnością".
Mam poczucie, że KUKBUK wyrasta wokół takiej właśnie filozofii, tak prosto
bliskiej każdemu z nas.
brawo! apetyczna recenzja:)
OdpowiedzUsuńJak cały Magazyn - dziękuję:)
UsuńŚwietna recenzja!!!! Zgadzam się z nią w całości! Jako, że Kukbuk kupiłam w grudniu 2012 roku i od razu przeczytałam od deski do deski. potem oczywiście miesięczne gotowanie i pieczenie wg przepisów K-ka:) a wczoraj zasiadłam z kubkiem kawy i ... przeczytałam od nowa - od deski do deski! POZDRAWIAM
OdpowiedzUsuńDziękuję:)z wielką niecierpliwością czekam na zachwyty i odkrycia drugiego numeru:) pozdrawiam
UsuńJak ja bym zjadła teraz taką owsiankę z brązowym cukrem i masłem..... :)) A KUKBUKA lubię najbardziej za te piękne zdjęcia pełne światła :)) Olga
OdpowiedzUsuńTak, światło to jest właśnie to, co uderza od pierwszych stron, a że za oknem ostatnio tak ponuro, tym bardziej dobrze poprzebywać sobie w tej jasności:)
Usuń