wtorek, 8 stycznia 2013

KUKBUK

Cenię rzeczy proste – jest w prostocie jakaś wykwintność i, zwłaszcza dzisiaj, wyjątkowość zarazem.
Cenię sobie również każdą pierwszą chwilę z nową książką o gotowaniu.
KUKBUK jest książką szczególną, nie tylko z nazwy – skądinąd świetnej. Książką z gatunku takich, na które czeka się niecierpliwie, a kiedy wreszcie przyjdą, trudno powstrzymać się przed rozrywaniem paczki na środku ulicy, tak jak łatwo potem, już w domu, z każdą kolejną stroną coraz bardziej zapominać o zdjęciu z siebie czapki i płaszcza.
I jest KUKBUK z tych rzeczy wykwintnie prostych. Prostych, jak prosty i oczywisty jest podział dnia na śniadanie, obiad, kolację, wokół których organizuje się nasza codzienność i treść Magazynu. Prostych, jak przepisy z myślą o wszystkich, zachęcające łatwością wykonania, a jednocześnie tak niebanalnie rozpalające zmysły, jak receptura świątecznej nalewki pomarańczowo-kawowej Bartka Kieżuna. Prostych, jak genialnie prosto, w samą istotę rzeczy, trafia felieton Macieja Nowaka o ekofrajerach. I wreszcie – prostych  w formie, wyjątkowo przejrzystej graficznie, minimalistycznie szlachetnej, a jednocześnie zachwycająco zilustrowanej fotografiami. Takimi, jakie ja, światłoczuła, lubię najbardziej. 

Śniadania blogerek kulinarnych, a może bardziej ich konteksty, zdają się być tak bardzo znajome, słodko pachnie owsianka z brązowym cukrem i masłem, zupełnie, jak u Ani Włodarczyk.
I gęś rozłożona na części pierwsze, jak ta hodowana u znajomej gospodyni na naszą Wigilię, czym nieświadomie wpisaliśmy się w kulinarną modę, którą analizuje Agata Wojda.
Max Cegielski wzbudza na nowo apetyt na Turcję i jak pięknie jednym zdaniem przechyla wiecznie wahającą się szalę zdrowe jedzenie vs kulinarny hedonizm, na stronę tego drugiego. Hedonistycznie raduje się więc dusza smakosza już z samego tylko czytania o pieczonych skórkach i cydrze lodowym, który, jeśli smakuje tak, jak się nazywa, to musi to być czysta poezja. Nie bardziej zresztą, niż Lembas, chlebek elficki, bez którego jakoś trudno już wyobrazić sobie oglądanie Hobbita.
Etgar Keret, planując weselne menu, swoim gościom kazał podać same potrawy z uwielbianych przez siebie ziemniaków i fasoli. Wariactwo, można rzec, a z drugiej strony, wolno mu. Wolno wszystko, bo sztuka kulinarna to nasza nowa przestrzeń kreacji, nowa muza, a może moda, a może na nowo odkryte poczucie wspólnoty z innymi, o którym pisze Cezary Gawryś: "ale jeśli jest niebo (…) to będzie ono ucztą duchową, przeżyciem podobnym do tego, co czujemy, siedząc z przyjaciółmi przy pięknie przygotowanym stole, przy zapalonych świecach, częstując się nawzajem wyszukanymi potrawami, pijąc wyborne wino, patrząc sobie w oczy, słuchając swoich opowieści i ciesząc się wzajemnie swoją obecnością". 

Mam poczucie, że KUKBUK wyrasta wokół takiej właśnie filozofii, tak prosto bliskiej każdemu z nas.

6 komentarzy:

  1. Świetna recenzja!!!! Zgadzam się z nią w całości! Jako, że Kukbuk kupiłam w grudniu 2012 roku i od razu przeczytałam od deski do deski. potem oczywiście miesięczne gotowanie i pieczenie wg przepisów K-ka:) a wczoraj zasiadłam z kubkiem kawy i ... przeczytałam od nowa - od deski do deski! POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)z wielką niecierpliwością czekam na zachwyty i odkrycia drugiego numeru:) pozdrawiam

      Usuń
  2. Jak ja bym zjadła teraz taką owsiankę z brązowym cukrem i masłem..... :)) A KUKBUKA lubię najbardziej za te piękne zdjęcia pełne światła :)) Olga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, światło to jest właśnie to, co uderza od pierwszych stron, a że za oknem ostatnio tak ponuro, tym bardziej dobrze poprzebywać sobie w tej jasności:)

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze