środa, 16 stycznia 2013

MAM APETYT NA... SHREKA

Siedem lat pracy za mną. Dzisiaj cieszę się tylko, że jest. Nic więcej. Spełnień szukam gdzie indziej. 

Czekoladowe grzeszki odkupiam zielonymi koktajlami. Shrekami zaraziła mnie Olga, dzisiaj przypomniały się znowu, chyba z tęsknoty za kolorem innym, niż szary i ze znużenia herbatą na milion sposobów. Przepis – banalnie prosty, smak – nieziemski, no i sama zdrowość. 
Bazą z reguły jest młody szpinak,a reszta to już totalny owocowy freestyle pt. Co jest akurat pod ręką. Moja ulubiona wersja to Shrek z ananasem i z bananem, zawsze dodaję jabłko, czasem pomarańczę. Kiwi nadaje piękny kolor i podkręca smak, ale chrzęści pestkowo między zębami. W przypadku truskawek walory kolorystyczne takiej mieszanki są odwrotnie proporcjonalne do tych smakowych, ale zawsze można przecież pić z zamkniętymi oczami. Imbir, natka pietruszki, miód do smaku – możliwości są nieograniczone.
Miksując, dla uzyskania odpowiedniej gęstości, dolewam wodę albo najlepiej olej lniany. I już. 
Dzisiaj szpinak częściowo zastąpiłam rukolą i to był strzał w dziesiątkę, cudna słodka ostrość zostaje na języku

4 komentarze:

Dziękuję za Wasze komentarze