Kiedyś, między jednym mailem
a drugim, snuli wizje o tym, jakby to było czadowo przejechać na motorze całe
Stany. Pamiętam, jak się zapalali do tego pomysłu, jak się podsycała tęsknota
za przygodą, podlewana kolejnymi kuflami piwa na imprezach firmowych. Marzenie,
które bezceremonialnie obśmiewałam, wkurzając ich tekstami o frędzelkach
motocyklowych kurtek, furgoczących na wietrze w ślad za nimi.
Moi Koledzy z
biurek obok – kilka lat później. Jeden wrócił z badań okresowych z podwyższonym
cholesterolem. Szybko znalazł towarzysza niedoli w Drugim. I tak sobie
pogadują, co im jeszcze wolno,
a czego już nie. Taki stek albo goloneczka z
piwkiem raz na jakiś czas – żaden grzech chyba? W końcu 220 przy normie 200
to przecież nie powód do wielkiego niepokoju? No, 250 to już gorzej – Drugi ma
przechlapane zdecydowanie bardziej.
Czytają sobie razem listę rzeczy od dziś
zakazanych – ciągnie się nieskończenie, prawie jak Route 66.
W międzyczasie
wpada do biura ten Trzeci. Mówi, że ruszać to on się za bardzo nie może, bo coś
mu
w plecach wzięło i strzeliło. Na amen. Pierwszy pociesza, że miał to samo w
zeszłym roku, lekarz zalecił na podłodze leżeć na plecach z nogami w górze,
innej rady ponoć nie ma, żeby kręgi na swoje miejsca powskakiwały. Drugi wtrąca,
że też zna ten ból.
– Strarość nie radość – podsumowują. W
okolicach czterdziestki wszyscy trzej.
– Co będziecie mówić, kiedy
skończycie osiemdziesiąt lat? – pytam, bardzo już ubawiona tą rozmową.
–
Jakie osiemdziesiąt? Osiemdziesiątki to my nie dożyjemy – odpowiada przy
wtórze Kolegów, ten Trzeci.
I dorzuca – Na całe szczęście...
buhahaha:D pozdrowienia dla Dziadeczków:D
OdpowiedzUsuń:)))
Usuń