piątek, 5 kwietnia 2013

NA SZCZĘŚCIE NIE DOŻYJEMY OSIEMDZIESIĄTKI

Kiedyś, między jednym mailem a drugim, snuli wizje o tym, jakby to było czadowo przejechać na motorze całe Stany. Pamiętam, jak się zapalali do tego pomysłu, jak się podsycała tęsknota za przygodą, podlewana kolejnymi kuflami piwa na imprezach firmowych. Marzenie, które bezceremonialnie obśmiewałam, wkurzając ich tekstami o frędzelkach motocyklowych kurtek, furgoczących na wietrze w ślad za nimi. 
Moi Koledzy z biurek obok – kilka lat później. Jeden wrócił z badań okresowych z podwyższonym cholesterolem. Szybko znalazł towarzysza niedoli w Drugim. I tak sobie pogadują, co im jeszcze wolno, 
a czego już nie. Taki stek albo goloneczka z piwkiem raz na jakiś czas żaden grzech chyba? W końcu 220 przy normie 200 to przecież nie powód do wielkiego niepokoju? No, 250 to już gorzej – Drugi ma przechlapane zdecydowanie bardziej. 
Czytają sobie razem listę rzeczy od dziś zakazanych – ciągnie się nieskończenie, prawie jak Route 66. 
W międzyczasie wpada do biura ten Trzeci. Mówi, że ruszać to on się za bardzo nie może, bo coś mu 
w plecach wzięło i strzeliło. Na amen. Pierwszy pociesza, że miał to samo w zeszłym roku, lekarz zalecił na podłodze leżeć na plecach z nogami w górze, innej rady ponoć nie ma, żeby kręgi na swoje miejsca powskakiwały. Drugi wtrąca, że też zna ten ból. 
– Strarość nie radość – podsumowują. W okolicach czterdziestki wszyscy trzej. 
– Co będziecie mówić, kiedy skończycie osiemdziesiąt lat? – pytam, bardzo już ubawiona tą rozmową. 
– Jakie osiemdziesiąt? Osiemdziesiątki to my nie dożyjemy –  odpowiada przy wtórze Kolegów, ten Trzeci. 
I dorzuca  –  Na całe szczęście...

2 komentarze:

Dziękuję za Wasze komentarze