wtorek, 31 lipca 2012

"...CZASEM TAK BLISKO, ŻE DOTYKAM..."

Coś na kształt wakacji. 
Miejsce, w którym mieszka A., przypomina mi dom Dziadków od zawsze. Takie samo przedwieczorne światło ślizga się po chropowatej fakturze ścian, po drewnianych podłogach i meblach. 
Słonecznie, letnio. 
Spaceruję uliczkami o pięknych, owocowych nazwach. W ogródkach fioletowo od floksów i złoto od rudbekii. Kwitną krzewy dzikiej róży, dojrzewają pigwy. Słodki smak i zapach bursztynowego wina z dzikiej róży narzucają się zmysłom niemal natychmiast, tak jak herbata mętna od pigwowej konfitury, najlepsza. I co roku dwa słoje ogromne, w których lądują kolejno, w miarę dojrzewania, owoce na ratafię. Częstują nas potem tymi nalewkami, Babcia swoją i Dziadek swoją, każde z dumnym błyskiem w oku i słowami: "Moja lepsza, prawda?" Sady przywodzą na myśl ten po drugiej stronie ulicy Ogrodowej, jeszcze zanim wyrosły na jego miejscu nowe domy. Rajski ogród pełen jabłoni i grusz, których owoce zbieramy co roku do wiklinowych koszy i które spadają nam pod nogi, niczyje właściwie, kiedy spacerujemy tam z psem.
Tutaj tak samo ładnie cykają świerszcze wieczorami. Taras już prawie gotowy, dzikie wino oplecie go, zacieni później. Cudnie jest położyć się na ciepłych deskach i obserwować gwiezdne przestworza. Niby jestem bliżej nieba u siebie, w końcu to prawie ostatnie piętro, a jednak tutaj jakby dotykam go bardziej.


2 komentarze:

  1. zatęskniło mi się:( baaaardzo . Piękny wpis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale ten wpis nie miał wywoływać smutku:DDD, to są miłe, radosne wspomnienia

      Usuń

Dziękuję za Wasze komentarze