niedziela, 12 sierpnia 2012

TU I TAM

Tamten wtorek.
Moi Kochani na wakacjach w Pieninach, moja Olga przed wylotem do ojczyzny Bergmana – szczęściarze! 
Ja tymczasem w zwyczajowych swoich miejscówkach – chaosie i niedoczasie. Pocieszam się zdaniem złapanym gdzieś po drodze: "Tylko nudne kobiety mają zawsze posprzątane". Ot, co!

Tamta środa.
Od kilku sezonów w Seattle Grace. Pomijając przekonanie, że ten serial wyprzedza polskie produkcje o lata świetlne, pomijając moje uwielbienie dla aktorów – wszystkich razem i każdego z osobna, oglądam, jak studium przypadku. Pracy, która jest adrenaliną, wyzwaniem, ciągłym wzrostem i doskonaleniem, miłością totalną, spełnieniem, definicją tożsamości, osią, na której zasadza się wszystko inne, rytmem, który nadaje życiu sens. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam coś takiego.  

Tamten piątek.

Wracam z pracy i z każdym krokiem jest mi coraz smutniej. Wiadukt na św. Jana. Odrażający cwaniaczek głośno kpi z kasy fiskalnej pana, który od lat gra tutaj na skrzypcach. Jakiś bezdomny na krawężniku przy Sienkiewicza wyjada łapczywie majonez ze słoika, zapewne cały swój obiad. Na Jagiellońskiej przez otwartą szybę terenowego samochodu sypią się przekleństwa w stronę zagadanego przez telefon chłopaka, co ośmielił się postawić nogę na pasach. Słońce świeci bezczelnie niewzruszone, pozłaca wszystko. 

Wieczorem atakuję z zaskoczenia. Z premedytacją sięgam po największy kaliber, wytaczam najcięższe działa. Krótka sukienka, pończochy, wysokie szpilki i czerwona szminka. Nie, na tę broń nie potrzeba pozwolenia. Siła rażenia jest zaskakująco ogromna, obezwładnia całkowicie w trzy sekundy. Moja zbrodnia doskonała. 

Ta niedziela.
A. ma swój miesiąc fotografii, mnie chodzi po głowie pewien projekt kulinarny. Tymczasem gotuję wielki gar curry z indyka i pomidorów, moje comfort food. Dzisiaj potrzebne wyjątkowo – tonę w audycie stron internetowych, traktujących o funduszach unijnych, bleee... 

Z cyklu Kobiecość-Męskość.
Ona wraca do domu w letniej sukience i sandałach, w dużych kroplach niespodziewanego deszczu. Podnosi wzrokz naprzeciwka, z parasolem idzie On. Przez całą drogę nie będzie mu potrafiła wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo ją to rozczuliło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze