niedziela, 9 grudnia 2012

PRELUDIUM ŚWIĄT

Udało się. Wszystko się udało. Był uśmiech i były łzy – na przemian. Ludzie, których ktoś kiedyś wsparł w ich nieszczęściu, teraz sami niosą pomoc innym, jedni wciągają drugich – imponujący choinkowy łańcuch zwykłej, ludzkiej dobroci, nieobojętności. Cieszę się, że w tym roku mogliśmy być małym jego ogniwem, bardzo się cieszę.

Najbardziej zainteresowana pakowaniem była Sesja. 
Samozwańczo dopisała się do listy potrzeb naszej Rodziny, czyżby nabrała ochoty na inną metę? 
Po kociemu łaskawie w końcu zdecydowała się jednak zostać z nami.

W niedzielę odwiedziny moich Kochanych, co to jest, że z roku na rok coraz bardziej gubią nam się te spotkania u mnie, niby tyle samo weekendów, a jakby mniej, za szybko to wszystko się dzieje, ucieka, za szybko.
Wstaję skoro świt, krytycznym wzrokiem konstatuję, że upieczony wczoraj w nocy makowiec jakimś cudem nie wziął się w garść i nadal rozlaźle wyłazi z pergaminu. Lukier i skórka pomarańczowa trochę maskują niedoskonałości, może nadrobi smakiem.
Sprawiam pierwszego w moim życiu królika, żeby jakoś złagodzić ból pogruchotanych kości, upijam go, tak z serca, nie żałując, białym winem i osładzam mu tę ostatnią drogę suszonymi śliwkami. Biedny trusiek.
Lubię, kiedy mówią, że im smakuje i lubię widzieć, że smakuje im naprawdę. Przemycanie nowych smaków
w naszym bardzo tradycyjnym kulinarnie domu ma swoje sukcesy i porażki, usłyszeć: „może wejść do stałego repertuaru” to jak dostać gwiazdkę Michelin.
Kiedy machająca, ciągle bardziej dziecięca, niż dorosła, łapka mojej prawie 30-letniej Siostry zniknie za zakrętem, wyjmuję z lodówki zimujące tam od wczoraj ciasto na pierniki. Wycinam całe miriady gwiazd, istny kosmos bez końca, i rozmyślam o słowach dopiero co wybrzmiałych. O Asi wrażeniach z wyjazdu integracyjnego, mojej cichej wody, co niespodziewanie wystąpiła z brzegów. Znalazła w pracy przyjaciół, ludzi, z którymi dobrze się czuje, rozumie – to  ważne. To jedyne, co ciągle trzyma mnie w mojej firmie, coś, co zawsze było jej największą wartością – Ludzie. Rodziców tęsknoty za naszym wreszcie poukładanym życiem, artykułowane nie wprost, ale przecież tak oczywiste i łatwe do odczytania. Święta bardzo im sprzyjają, tak już jest, ale jakoś więcej we mnie radości, że ciągle mamy siebie niż znużenia niezmiennym od lat scenariuszem, bez nowych ról i nowych krzeseł wokół stołu. Może kiedyś przyjdzie na nie czas.
TYMczasem wciąż nowe wyrastają piernikowe konstelacje. Cały ten weekend, jak preludium Świąt.   

6 komentarzy:

  1. usłyszeć: „może wejść do stałego repertuaru” to jak dostać gwiazdkę Michelin - prawie się popłakałam ze śmiechu:D UWIELBIAM TWOJE WPISY:D Weź siostra napisz wreszcie tę książkę... marnujesz się naprawdę:D buziak ogromniasty

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem tego samego zdania :)) bo widać jak szlifujesz swój talent do ubierania myśli w słowa z wpisu na wpis, a jeśli wywołujesz taki śmiech u Kredki to już w ogóle mistrzostwo :))))

    OdpowiedzUsuń
  3. A tak w ogóle to już się nie mogę doczekać tych opowieści na żywo :))))) :* i jak pomyślę o tym, że to już za chwilę to nawet się cieszę, że czas tak ucieka ;)))) ale tylko w tym jedynym przypadku...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Wasze komentarze