sobota, 2 lutego 2013

***

Rano zawieźliśmy Sesję do weterynarza. Panią doktor wyciągnęliśmy właściwie z łóżka – zapomniała, że byliśmy umówieni na zabieg. „Mam nadzieję, że zanim zacznie ciąć, wypije jakąś kawę” – pomyślałam, zostawiając jej kota. Właściwie to nie bardzo jestem przekonana do sterylizacji, to w jakimś stopniu podyktowane ludzkim wygodnictwem okaleczanie zwierzęcia. Ale tak, nie mamy warunków na całą kocią rodzinę. I jest jeszcze mała nadzieja, że – jak twierdzi pani weterynarz – po  zabiegu ta mała dzikuska stanie się bardziej przytulaśna.

Wizyty u weterynarza za każdym razem przypominają mi ostatnie chwile naszego Psa, których tak bardzo chciałabym nie pamiętać. Dlaczego Ktoś ułożył to wszystko właśnie tak? Jesteśmy, żyjemy bardziej czy mniej kolorowo, uśmiechamy się, kręcimy się w kółko wokół spania, jedzenia, dachu nad głową, szkoły, pracy, pasji, innych ludzi, miłości, sukcesów i porażek… Jesteśmy na tyle różnych sposobów, w tylu różnych gestach, słowach, działaniach, relacjach, historiach… Więc dlaczego tak bardzo zostają po nas te chwile i obrazy ostatnie, najbardziej dramatyczne, dlaczego odchodzenie takim ogromnym cieniem kładzie się na byciu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze