poniedziałek, 1 grudnia 2014

andrzeja przymrużone oko


Na kuchennej ścianie teatr woskowych cieni. 
Asi jest wyraźnie lumberseksualny. Nie bardzo ją  przekonuje nasza interpretacja – Przemek takiej brody raczej nie zapuści. 
U mnie scena, jak ze stajenki. „Będziesz miała męża i dziecko” – ekscytują się Dziewczyny. „Taa, wywróżyłam, że Święta idą” – od mojego sarkazmu ich entuzjazm tężeje, jak wosk. Na chwilę. One Świętą widzą, ale Rodzinę. „Może zostanę siostrą zakonną” – żartuję. 
Olgi żubra, który przywodzi na myśl jedynie ulubione piwo Marcina, odwracam tak długo, aż zmieni się w ptaka z szeroko rozpostartymi skrzydłami. Ładny symbol jej wolnej duszy.
Wolnej do czasu, jak za chwilę powie but, który pierwszy dotrze na próg wejściowych drzwi.
Razem z ostróżyną z jabłka rzuconą za głowę do Asi wróci nadzieja – w przeciwieństwie do naszych, układa się tak, jak P-owinna. 
Rankiem, razem z karteczkami wyciągniętymi spod poduszek, okaże się, że do Asinego brodacza bardziej pasuje imię Cezary, Olga bujać będzie w obłokach (ewentualnie pić Żubra) z Robertem, a mój święty mąż 
i ojciec mojego dziecka imię też będzie miał święte  – Tymoteusz. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Wasze komentarze